VELATERAPIA SPOSOBEM NA ROZDWOJONE KOŃCÓWKI?
4.12.15
Moda na opalanie włosów ogniem, czyli velaterapię nie jest nowością. Metodę tę stosowano
w Brazylii już w latach 60. ubiegłego wieku, ale dopiero dzięki mediom społecznościowym dotarła ona w
ostatnich latach do innych części świata, a niedawno także i do nas. Fankami velaterapii są m.in. znane modelki takie jak Alessandra
Ambrosio i Barbara Fialho.
Nazwa tego zabiegu wywodzi się z portugalskiego słowa "vela", czyli świeca i polega na skróceniu włosów poprzez opalanie. Metoda ta jest stosunkowo prosta. Polega na tym, ze fryzjer dzieli włosy na pasma, każde z nich mocno skręca, a następnie przesuwa po każdym z nich płomień świeczki, który opala wystające końcówki. Spaleniu ulegają zniszczone, rozdwojone końce włosów. Na zakończenie zabiegu nakładana jest maska regeneracyjna, która ze względu na rozchylone pod wpływem ciepła łuski włosów, bardzo dobrze się wchłania. Velaterapia trwa ok. 2-3 godzin i należy ją powtarzać mniej więcej co 3 miesiące. Wadą zabiegu jest przykry zapach spalenizny, wąchanie takiej mieszanki przez kilka godzin może być niedogodne. Ponadto velaterapia jest drogim zabiegiem, a jej cena jest uzależniona od długości włosów. W USA za tego typu zabieg trzeba zapłacić ok. 180-200 dolarów, w Polsce (a właściwie w Lublinie i okolicach) jeszcze nie spotkałam salonu, który oferowałby taką metodę.
Efekty velaterapii są oszałamiające, jednak ciężko przewidzieć konsekwencje regularnego wykonywania tego zabiegu. Trycholodzy odradzają velaterapię. Według nich podczas zbiegu powstają luki we włóknach, czego efektem jest ogólne osłabienie struktury włosów. Ponadto zabieg wykonany przez niefachową osobę, może poparzyć skórę i nieodwracalnie uszkodzić korę włosów. Należy także podkreślić, że włosy Brazylijek, od których wywodzi się ten zabieg, mają grubsze włosy niż Europejki.
W Internecie można znaleźć instrukcje jak w domowych warunkach wykonać velaterapię, jednak stanowczo odradzam taką ingerencję. Lepiej trafić w ręce specjalisty, który ma doświadczenie w tego typu zabiegu, niż zostać żywą pochodnią w wyniku eksperymentów przeprowadzonych w domu.
Nazwa tego zabiegu wywodzi się z portugalskiego słowa "vela", czyli świeca i polega na skróceniu włosów poprzez opalanie. Metoda ta jest stosunkowo prosta. Polega na tym, ze fryzjer dzieli włosy na pasma, każde z nich mocno skręca, a następnie przesuwa po każdym z nich płomień świeczki, który opala wystające końcówki. Spaleniu ulegają zniszczone, rozdwojone końce włosów. Na zakończenie zabiegu nakładana jest maska regeneracyjna, która ze względu na rozchylone pod wpływem ciepła łuski włosów, bardzo dobrze się wchłania. Velaterapia trwa ok. 2-3 godzin i należy ją powtarzać mniej więcej co 3 miesiące. Wadą zabiegu jest przykry zapach spalenizny, wąchanie takiej mieszanki przez kilka godzin może być niedogodne. Ponadto velaterapia jest drogim zabiegiem, a jej cena jest uzależniona od długości włosów. W USA za tego typu zabieg trzeba zapłacić ok. 180-200 dolarów, w Polsce (a właściwie w Lublinie i okolicach) jeszcze nie spotkałam salonu, który oferowałby taką metodę.
Efekty velaterapii są oszałamiające, jednak ciężko przewidzieć konsekwencje regularnego wykonywania tego zabiegu. Trycholodzy odradzają velaterapię. Według nich podczas zbiegu powstają luki we włóknach, czego efektem jest ogólne osłabienie struktury włosów. Ponadto zabieg wykonany przez niefachową osobę, może poparzyć skórę i nieodwracalnie uszkodzić korę włosów. Należy także podkreślić, że włosy Brazylijek, od których wywodzi się ten zabieg, mają grubsze włosy niż Europejki.
W Internecie można znaleźć instrukcje jak w domowych warunkach wykonać velaterapię, jednak stanowczo odradzam taką ingerencję. Lepiej trafić w ręce specjalisty, który ma doświadczenie w tego typu zabiegu, niż zostać żywą pochodnią w wyniku eksperymentów przeprowadzonych w domu.
0 komentarze